Aleksandra Salach
Perliczki inaczej nazywane są krzykliwymi ptakami. Niektórzy mówią, że „wrzask mają straszny”. Albo że płaczą. Płaczą całą jesień i zimę i nie da się ich słuchać. To ptaki stadne – w sytuacji zagrożenia ostrzegają innych charakterystycznym, głośnym wrzaskiem. Podobno swoim krzykiem są w stanie przepędzić szczury. Nie mają zatem najlepszej reputacji wśród ludzi. Mało kto lubi je hodować. Zdarza się jednak tak, że ktoś te „wady” jest w stanie przekuć w zalety. Bo gdy słów na stawianie sprzeciwu brak, sięgnąć trzeba po inne środki. I z pomocą może przyjść wrzask perliczki. Przynajmniej to właśnie w nim twórcy filmu „Jak zostałam perliczką” odnaleźli środek wyrażający niewyrażalne.
Wybierając się na wtorkowy seans, nie za bardzo wiedziałam, z czym będę miała do czynienia. Opisy filmu, które znaleźć można w sieci, za dużo nie zdradzają. I dobrze. Bo to film, którego sama fabuła nie jest skomplikowana. Znajdujemy się na południu Afryki w Zambii. Punktem wyjścia akcji jest znalezienie przez Shulę (główną bohaterkę?) ciała swojego wujka na pustej drodze nieopodal burdelu. Co niesie za sobą takie odkrycie? Naturalnie rodzinną żałobę i ceremonię pogrzebu. Niemniej owa żałoba, jej przeżywanie i czas trwania jest zgoła inny od tego, który znamy z naszej kultury. Bardziej surowy i bezwzględny, szczególnie dla wdowy, ale i innych członków rodziny. Istnieje szereg zasad i zakazów, do których należy się stosować i które należy przestrzegać. Momentami wydają się być wręcz absurdalne. Szczególnie dla nas, „ludzi z Zachodu”. Niemniej nie wszyscy tak sumiennie się ich trzymają. Shula i jej kuzynki na pozór utrzymują maskę rozpaczy. Tylko śmierć wujka Freda ich nie obchodzi, a może wręcz cieszy? Bo to właśnie one doświadczyły z jego strony przemocy seksualnej. To one były przez niego dotykane i gwałcone. To one, jako jedyne, mają w sobie jakiekolwiek pokłady empatii wobec wdowy po Fredzie, która ma niespełna osiemnaście lat ( i kilkoro dzieci!). To w końcu one uciszane są przez starszyznę. Po filmiku nagranym przez najmłodszą z kuzynek, w którym opowiada o przekroczeniu, jakiego doświadczyła ze strony wujka, pada zdanie wstrząsające: „Siedź cicho”. Jeszcze bardziej rozdzierającym czyni je fakt, że słowa te wypowiada jej własna matka.
Tak, to jest film o zagmatwanych relacjach rodzinnych i próbie zamiecenia pod dywan doświadczenia przemocy. Bo przecież o zmarłych źle mówić nie wypada. Tak, tak, dużo pił i molestował dzieci, ale dzień dobry na klatce zawsze powiedział! Przede wszystkim jednak jest to film o relacjach kobiecych. Mężczyźni pojawiają się w nim rzadko, ale stale obecna jest ich aura i wpływ. O różnicach pokoleniowych, które przez nieubłagany upływ czasu będą następować i zmieniać rodziny, nawet te najbardziej tradycyjne. Obserwujemy świat współczesny, który uwięziony jest w naprawdę przerażającym patriarchacie. Świat, w którym kobiety całe dnie siedzą w kuchni i gotują, a mężczyźni odpoczywają i rozmawiają na zewnątrz. Upomną się tylko co jakiś czas o podanie porcji jedzenia, no bo głód zaczyna doskwierać i ile można czekać! To świat, który diametralnie różni się od tego, w którym żyjemy my. Świat, w którym nie ma czegoś takiego, jak sprzeciw. A jeżeli próbujesz się go podjąć, to szybko uciszymy cię ckliwą piosenką o byciu kobietą. Ważne jest to, żebyś się nie odzywała. Trzeba takie rzeczy znosić z honorem. Oni – mężczyźni – już tak mają. Jako żona musisz przymykać oko na brak pomocy przy dzieciach, na zdrady i wyzwiska, bo taka twoja rola. I nic tobie w spadku po Fredzie nie damy, bo go zaniedbywałaś. Dlatego biedak pewnie zmarł. A w zasadzie to oddaj nam wszystko, co do niego należało, zostań z dziećmi sama i żyj w ubóstwie. Bo złą żoną byłaś i tyle.
Promyk nadziei pojawia się tylko w relacjach między kuzynkami. One dłużej trwać w tym obłędzie nie chcą i oparcie znajdują w sobie nawzajem. I naprawdę pięknie wybrzmiewa ostatnia scena, w której razem wydają wspomniany na początku, perliczkowy okrzyk. Kto wie, może to właśnie jest początek zmiany? Rozwalenie systemu od środka. Starsze pokolenia kobiet w rodzinie Shuli nie miały i nie mają w sobie oparcia. Wchłonęła je wizja świata narzucona przez mężczyzn i w tej wizji dalej będą trwać. Rozumieją się nawzajem, to fakt, ale schowane są w ciszy. Shula i jej kuzynki tej ciszy mają już dość. I jest w tym jakiś duży pokład odwagi wart podziwu. Bo w sytuacji zagrożenia stada trzeba bić na alarm i krzykiem przepędzać szczury.
„Jak zostałam perliczką” to film, który nie tyle mną wstrząsnął, ile zwyczajnie zbulwersował. Wywołał wewnętrzny, pojawiający się tu już wielokrotnie sprzeciw. Ile było w nim momentów, podczas których miałam ochotę przekląć z irytacji pod nosem. Co ciekawe, niektórzy z widzów naprawdę to robili. Jest w tym jakieś pocieszenie, niezgoda na rzeczywistość przedstawioną w filmie jest powszechna. Świat urządzony pod dyktando mężczyzn już dawno wyszedł z mody. Najwyższa pora, żeby ta informacja rozlała się na cały świat, a nie tylko jego mały kawałek.
Informacja dotycząca przetwarzania danych osobowych przez administratora: