Julia Wronkowska
Czy muzyka baroku może skłaniać nas do odpoczynku? Warto zadać sobie to pytanie, kiedy na wydarzenia z repertuarem z tej właśnie epoki można wykupić miejsca leżące. Bach, Telemann, Biber, Couperin czy Froberger – nie są to nazwiska kompozytorów, których muzyka kojarzy się z odpoczynkiem. W społeczeństwie funkcjonuje nawet stereotyp (podobny zresztą do tego dobrze znanego z dyskusji o tym, jak należy ubrać się do teatru), że na koncert, podczas którego wykonywana będzie twórczość tych wielkich barokowych mistrzów, trzeba przyjść w stroju formalnym i z najwyższą powagą, w pełnym skupieniu słuchać każdego dźwięku. Właśnie z tych względów niemożliwym wydaje się prawdziwy odpoczynek – jeśli zgodnie ze stereotypem należy trwać w napięciu, by zrozumieć cokolwiek z tej wielkiej muzyki, to jak słuchacze mają odpocząć? Czy leżenie podczas słuchania tak poważnego repertuaru w ogóle jest odpowiednie? Już po pierwszych dźwiękach dowiedzieliśmy się, że tak – leżenie powinno być wręcz wskazane! Zarazem widzów, którzy siedzieli w fotelach, fala głębokiego spokoju również nie ominęła.
Pierwszy weekend muzyczny festiwalu Nowe Epifanie to koncerty dwóch wspaniałych solistek – Małgorzaty Malke i Małgorzaty Sarbak, które wprowadziły nas w barokowe światy brzmieniowe skrzypiec i klawesynu.
Nikogo nie dziwi, że Małgorzata Malke, jako doświadczona w wykonywaniu muzyki dawnej solistka, wybrała repertuar, który naprawdę dobrze współgra z założeniami festiwalu. Jednak warto zwrócić uwagę na to, że doskonale wiedziała, jak go wykonać, by wywołać u słuchaczy efekt odprężenia.
Malke rozpoczęła koncert wykonaniem I sonaty na skrzypce solo g-moll BWV 1001, czyli pierwszej z sześciu partii skrzypcowych (Sei Solo a Violino senza Basso acompagniato. Libro Primo BWV 1001–1006), które Jan Sebastian Bach skomponował ok. 1720 roku. Już pierwsze dźwięki pełnego delikatności Adagio sprawiły, że wszystkich obecnych na sali ogarnął głęboki spokój, który został przerwany przez emocjonalne Allegro w formie fugi. Bardzo stateczna Siciliana z powrotem wyciszyła słuchaczy, a tuż po niej nastąpiła kulminacja w postaci mocnego Presto. Finałową część sonaty w wykonaniu Malke cechowało przede wszystkim doskonałe frazowanie.
Kontemplacyjną atmosferę koncertu przełamało wykonanie trzech utworów ze zbioru 12 fantazji na skrzypce solo George’a Philippa Telemanna. Małgorzata Malke to bez wątpienia specjalistka w ich wykonywaniu – w 2022 roku jej solowym debiutem fonograficznym było nagranie właśnie tego cyklu. Wszystkie trzy fantazje wprowadziły nową jakość do nastroju koncertu, lecz co najważniejsze – każda z nich sprawiła, że ta stereotypowo poważna muzyka nagle stała się naprawdę lekka. Nazwiska wielkich mistrzów nie tyle straciły na znaczeniu, co zyskały zupełnie nowy wydźwięk, który pozwolił słuchaczom na kompletny relaks.
Ostatnim utworem tego wieczoru była Passacaglia na skrzypce solo g-moll Heinricha Ignaza Bibera. Właśnie to dzieło okazało się być najmocniejszym punktem sobotniego wydarzenia. Passacaglia to ostatnia część cyklu Sonat misteryjnych Bibera, jako jedyna skomponowana na skrzypce bez towarzyszenia basso continuo. Wykonanie Malke, choć wyjątkowo spokojne, było przede wszystkim wyrazem nadziei. Warto także zwrócić uwagę na to, że wybór akurat tego arcydzieła literatury skrzypcowej nie był przypadkowy – zarówno otwierająca koncert sonata Bacha, jak i zamykająca go passacaglia Bibera są w tonacji g-moll. Mieliśmy zatem do czynienia z nadaniem konkretnej głębi emocjonalnej. Jednak to, czy będzie ona służyła rozważaniom natury religijnej, życiowej czy może po prostu odprężeniu – zależało już tylko od słuchaczy.
Soli Deo gloria – głosił napis na wewnętrznej stronie klapy klawesynu i już wiedziałam, że to, co usłyszę tego wieczoru, złoży się w całościowe doświadczenie mistyczne. Ta krótka łacińska sentencja najprawdopodobniej stanowi jedynie ozdobę instrumentu, ale atmosfera niedzielnego koncertu nie pozwoliła mi na odsunięcie skojarzenia z kompozytorami baroku, którzy, podpisując w ten sposób swoje dzieła, poświęcali je Bogu, nadając kompozycjom wyższy, duchowy cel.
Małgorzata Sarbak wykonała dwanaście utworów, jednak bardzo medytacyjny charakter wydarzenia sprawił, że stały się one nierozerwalną całością. Konkretne ułożenie programu, strój mezotoniczny oraz technika wykonawcza, dzięki której przejścia pomiędzy utworami były płynne, to największa siła tego koncertu. Sarbak w swoim repertuarze zawarła głównie utwory klawesynistów francuskich – wyjątek stanowiły dzieła niemieckiego klawesynisty Johanna Jakoba Frobergera. W programie koncertu znalazło się pięć utworów jego autorstwa, jednak spośród nich wyróżniało się dla mnie wykonanie Fantazji VI FbWV 206. Równie wyjątkowe było wykonanie Prélude III Élisabeth Jacquet de La Guerre. Nic jednak nie było w stanie wybić słuchaczy ze stanu medytacji – zasłuchanie publiczności dostrzegła i doceniła zresztą solistka.
Warto zwrócić uwagę na to, że Sarbak w tej medytacji trwała razem z uczestnikami wydarzenia. Było to widoczne i odczuwalne, że wykonawczyni całym ciałem rozumie co oraz w jaki sposób gra – każda decyzja dotycząca artykulacji zgodna była z przekazywaną w danym momencie emocją. Szczerze zazdrościłam widzom, którzy zakupili miejsca leżące – Małgorzata Sarbak czarowała dźwiękiem i myślę, że pozycja leżąca była najlepsza dla kompletnego przeżycia tego wydarzenia. Nie zmienia to jednak tego, że muzyka przeniosła mnie do innego świata – odebrałam ten koncert całym swoim ciałem.
Fot. Magdalena Szulczak
Informacja dotycząca przetwarzania danych osobowych przez administratora: