Julia Wronkowska
Muzyczna opowieść o pokoleniach może przyjąć wiele form, jednak Bolette Roed, duńska mistrzyni gry na flecie prostym, podczas tegorocznego festiwalu Nowe Epifanie zaprezentowała zdecydowanie najlepszą z nich. Koncert Flety proste – portret rodzinny to przede wszystkim wydarzenie, które doskonale pokazuje, jak tradycja nie ogranicza, lecz inspiruje i wnosi coś nowego do współczesności. W tym przypadku właśnie flet prosty – uznawany za najstarszy istniejący instrument – stał się narzędziem do prowadzenia opowieści o pokoleniach i ich wzajemnych relacjach na najwyższym poziomie.
Bolette Roed przeprowadziła słuchaczy przez epoki od średniowiecza do współczesności. Nie tylko w przenośni, bo warto podkreślić, że repertuar koncertu był naprawdę dokładnym przeglądem historii instrumentu w pigułce. Zbiór instrumentów koncertowych obejmował flety różnego typu, każdy o zupełnie innym brzmieniu. Rozbudowane instrumentarium Roed sprowadziła do jednej, głównej myśli wydarzenia – flet powstał, by naśladować śpiew ptaków. Dlatego też większość dzieł w repertuarze odnosiła się właśnie do tego motywu, obecnego zresztą w muzyce od wieków. W końcu to właśnie natura stanowi bezpośredni łącznik między kolejnymi pokoleniami ludzkości. Wykonawczyni pokazała w ten sposób istotną rzecz – jak bardzo instrumentalna „rodzina” fletów prostych zmieniła się w czasie, nie zatracając przy tym swojej pierwotnej tożsamości związanej ze śpiewem ptaków.
Koncert rozpoczęły dzieła średniowiecznej muzyki świeckiej, jednak nie stanowiła ona głównego punktu pierwszej części koncertu. Artystka bowiem jedynie zaczęła od średniowiecznych brzmień po to, by pokazać „śpiew ptaków” kilku epok. Dzięki temu uczestniczyliśmy nie tylko w relaksującej uczcie dźwiękowej, ale także obserwowaliśmy niezwykłe umiejętności techniczne Bolette Roed – wykonawczyni przez chwilę grała nawet na dwóch fletach prostych jednocześnie. Choć całość pierwszej części koncertu była spójna i oczarowująca, we mnie odezwał się przede wszystkim pewien sentyment do muzyki średniowiecza. Dlatego też chciałabym docenić genialne wykonanie utworów Guillaume’a de Machaut’a.
W drugim segmencie koncertu Roed przeniosła nas stricte do baroku wykonaniami I Fantazji na flet solo A-dur TWV 40:2 Georg’a Philippa Telemanna oraz Partity a-moll na flet solo BWV 1013 Jana Sebastiana Bacha. Te dwa utwory wyjątkowo wyeksponowały emocjonalność wykonawczyni. Szczególną uwagę zwróciłam na otwierające Partitę Allemande oraz finałowe Bourrée anglaise.
Tuż po barokowych doświadczeniach nastąpił kulminacyjny moment wieczoru – światowa premiera utworu Neolithic Meditation – Wind Play duńskiego kompozytora Poula Høxbro. Pełna delikatności kompozycja była dobrym podsumowaniem atmosfery całego wydarzenia. Nie dziwi więc, że Roed zdecydowała się, by akurat tego wieczoru wykonać ten utwór po raz pierwszy, jednak bez wątpienia warto ten gest docenić. Artystka zakończyła koncert improwizacjami na tematy ludowe, co tylko dodatkowo podkreśliło najmocniejszy aspekt wydarzenia – ptasi śpiew, niosący opowieść o tradycji nieustannie wpływającej na współczesną kulturę.
Nie był to jednak koncert jedynie o pokoleniach fletów prostych. Warto zwrócić uwagę na to, że Bolette Roed, nawet wykonując Bajkę iskierki na bis, w pewien sposób uśmiechnęła się do słuchaczy poprzez swoją muzykę. W końcu co może lepiej opowiedzieć o kolejnych pokoleniach ludzkości, niż kołysanka oparta o tradycyjną melodię?
Fot. Caroline Bittencourt
Informacja dotycząca przetwarzania danych osobowych przez administratora: