Wpatrywać się w swoje odbicie w dziwnym przedmiocie leżącym na podłodze. Odbijając otoczenie, lekko je zniekształca, ale tak jest nawet ciekawiej. Jeśli postukać w ten przedmiot – dźwięk jest głuchy. Jeśli postukać w podłogę obok – dźwięk jest ledwo słyszalny. Ale jest.
Jest też szept, w którym ukryły się głosy rodziców. Za szeptem – cisza, i jeśli poczekać, można ją usłyszeć.
Dzieci dotykają, wsłuchują się, obserwują. Siedzę w kącie i czuję, że jestem całością ze światem dookoła. Jestem tylko częścią świata. Nie mam przy sobie ani telefonu, ani zegarka. Nawet identyfikator uczestniczki festiwalu zostawiłam w swojej torebce na korytarzu – osoba z obsługi teatru powiedziała mi, że jego błyszczący element może rozpraszać uwagę dzieci. A ja nawet nie zauważałam, jak wszystko poza tą przestrzenią rozpraszało moją uwagę – teraz mam wrażenie, że wszystko czuję głębiej i pełniej.
Podłoga w dotyku wydaje się miękka, prawie aksamitna. Lameta zwisająca przy wejściu mieni się i błyszczy. Jedna z mam, niedaleko ode mnie, bawi się ze swoim maluchem w „A kuku!”. Nie widzę reakcji dziecka, ale widzę uśmiech jego mamy. Mnie, dorosłej, świat na chwilę przestaje wydawać się niepokojący – staje się pełen bezwarunkowej miłości.
Szept cichnie. Z kulis, w przestrzeni przedscenicznej, niespiesznie pojawiają się Iga Bancewicz i Agnieszka Zakrzewska. Maluchy z zainteresowaniem przyglądają się aktorkom, a one poruszają się na czworakach po obwodzie sali. Uśmiechają się. Oglądają pomieszczenie. Sprawdzają je dotykiem – w tym także leżący na podłodze tajemniczy, lustrzany przedmiot. Aktorki dają widzom do zrozumienia: będziemy razem mówić tym samym językiem, nie wypowiadając ani słowa. Będziemy obserwować. Dotykać. Czuć.
Zaangażowanie dzieci w miejsce akcji kolejnych wydarzeń odbywa się intuicyjnie – gdy rozchylają się białe, prawie przezroczyste zasłony, dzieci same wpełzają w przestrzeń sceniczną. Rodzice siadają na dywanikach rozłożonych przy ścianie, pozostawiając resztę przestrzeni osobom występującym. W ich rolach zobaczymy nie tylko wspomniane wcześniej aktorki – ten teatr różni się od wszystkiego, co widziałam wcześniej.
Dzieci swobodnie poruszają się po sali: leżą w jednym miejscu, śledzą wzrokiem taśmę kolorowego światła na ścianach i suficie, dłońmi badają zasłony, dywaniki, świat.
Motywy muzyczne w „Mojej pierwszej odysei kosmicznej” następują po sobie, a wraz z nimi zmieniają się przedmioty, na których koncentruje się uwaga widzów. Wśród nich szczególne zainteresowanie budzi hang: jego kształt, faktura, brzmienie. Jedna z aktorek delikatnie go dotyka – niektóre dzieci wsłuchują się w rezonans z dystansu, siedząc na kolanach rodziców, inne szybko zbliżają się, uderzają – ich małe dłonie wibrują na powierzchni instrumentu.
Pojawia się też błyszcząca pufa, piłki. Tajemnicze, niemal kosmiczne buczenie, dziwne połączenie dźwięków płynące z ust aktorek, przypomina mi, że to, co się dzieje, jest częścią czegoś nieznanego, nie(do)odkrytego. Dzieci chętnie dołączają do buczenia. Przeciągłe „aaaa” i „eeeeee”, cmokanie, gulgotanie splatają się w coś kosmicznego.
„Czułość” – tak opisałabym tę realizację, gdybym miała ograniczyć się do jednego słowa. Chciałabym jednak w tym słowie zawrzeć imiona wszystkich twórców wymienionych w opisie spektaklu, którzy tę czułość stworzyli. Reżyserka Katarzyna Peplińska-Pietrzak we współpracy z Eweliną Brudnicką (scenografia i kostiumy), Grzegorzem Kaźmierskim (muzyka), Piotrem Nykowskim (reżyseria świateł) i Sonią Borysiak (konsultacje z języka Sign2baby) stworzyli przestrzeń pełną poczucia bezpieczeństwa i absolutnego spokoju. Mnie, dorosłej, wydaje się ona niezwykle krucha, więc próbuję zapamiętać każdy szczegół.
Białe zasłony poruszają się, gdy któreś z dzieci przypadkowo je trąca. Kolorowe światło nadal niespiesznie wiruje, malując plamy barw na podłodze i suficie. W tym pięknie jest rytm: dźwięk, ruch, światło.
Po otwarciu kulis wiem, że spektakl dobiega końca. Muzyka stopniowo cichnie. Słychać ciszę. Nie wychodzę od razu – chcę nacieszyć się nią jeszcze przez chwilę, zanotować ją w pamięci, zanim opuszczę to miejsce.
Lesia-Stefania Michalevic
Fot. Magdalena Szulczak
Informacja dotycząca przetwarzania danych osobowych przez administratora: