Paweł Sparniuk
„Wizję motyla” w sensie dosłownym otwiera opowieść, którą chce podzielić się z nami reżyser Maksym Nakonechny. W pewien rodzaj niewygodnego transu wprowadza widza charakterystyczny, niepokojący szum, towarzyszący działaniu drona zwiadowczego, który dokumentuje pierwszy dzień wolności głównej bohaterki Lilii. Próżno doszukiwać się w serwowanej później treści jakiejkolwiek formy znieczulenia. Stan ten jest podtrzymywany przez wybraną przez Nakonechnego konwencję i powracającą perspektywę z rejestrującej przebieg wydarzeń maszyny. Atmosfera przedziwnego, choć niewątpliwie brutalnego preludium do trwającej do dziś wojny rosyjsko-ukraińskiej, jakim był konflikt w Donbasie, trzyma psychikę Lilii w generowanej wciąż na nowo matni. Nie pozwala żyć w sposób normalny, skoro przez ostatnie miesiące normą były głód, tortury, gwałt i śmierć pobratymców.
Trzymana w niej bohaterka, choć wróciła do domu i rodziny, zdaje się nie czuć ulgi. Nie pomaga wstydliwy dla niej problem ciąży, nieudolnie ukryty przed mężem i matką. Stres pourazowy i tylko dla niej zrozumiałe poczucie dumy całkowicie odrzucają ją od pomysłu aborcji. Problem z tygodnia na tydzień staje się coraz większy. „Skaza” skutecznie przypomina jej o przeszłości, z którą nie sposób się pogodzić. Kłęby myśli – powroty do ciemnicy, skąd ucieczka przez długi czas nie wchodziła w grę, wzrastająca wciąż nienawiść, kłócąca się z beznadzieją i próbą podniesienia się z dna – pęta małżeństwo Lilii (Rita Burkovska) i Tochy (Lyubomyr Valivots) więzami nieporozumień i niemożności pogodzenia się z wynikającą ze zbrodni ciążą.
Ciąża głównej bohaterki i jej sytuacja rodzinna zdaje się stanowić dosadną alegorię sytuacji państwa ukraińskiego. Okopy tnące krajobraz niczym rozstępy na brzuchu Lilii. Wzburzona sytuacja szukającego swojego miejsca narodu, który dopiero od niedawna wybrał rządy polityków niesympatyzujących z Rosją, jako wciąż nawracająca trauma. Izolacja jednostki postawionej na rozdrożu między nacjonalizmem mszczącym się na każdym, kto nie opowiada się po konkretnej stronie, a zrównoważonymi poglądami i wreszcie gwałt na bohaterce, jako gwałt zadany ludności cywilnej, zmuszonej do pójścia w kamasze.
„Wizja Motyla” – nie tylko ze względu na tematykę i charakterystykę centralnej postaci – należy ewidentnie do kategorii filmów intymnych. Uwagę przykuwa relacja matki niechcianego przez nikogo (nawet nią samą) dziecka, oszczędzonego z niewidocznych i niejasnych dla wiedzących o brzemieniu kobiety powodów. Dwa wyrazy łaski – decyzja o nieusuwaniu ciąży i oddanie dziecka przybyłemu z Zachodu małżeństwu, oznaczające wyrwanie go z nieludzkiej rzeczywistości wojny, niepewności i ryzyka. Z kolei sama bohaterka, która nie może odnaleźć się w społeczeństwie sceptycznie podchodzącym do ochotników walczących na wschodzie kraju, powraca na front, gdzie wydaje się odnaleźć spokój. Lilia, tak jak przez cały czas pobytu poza strefą wojny, znów zaczyna obserwować świat przez soczewkę maszyny wywiadowczej – tytułową wizję motyla. Film zdaje się na sam koniec zadawać widzom pytanie: Czy pokolenie, nad którym zawisło widmo konfliktu, jest w stanie wyzdrowieć?
Fot. Magdalena Szulczak
Informacja dotycząca przetwarzania danych osobowych przez administratora: